Co mówią mamy-Skutki cesarskiego cięcia są bardzo uciążliwe i bolesne

Przedstawiamy historię jednej z mam o pierwszych dniach po porodzie cesarskim cięciem.

Świeżo upieczeni rodzice

Od siedmiu tygodni jesteśmy rodzicami. Dziś nasz Adaś waży 5kg, ma dobry apetyt, potrafi przespać 4 godziny bez przerwy. Chyba potrafimy właściwie rozpoznawać jego potrzeby, bo uśmiecha się często i jest bardzo pogodny. Cały okres ciąży przebiegł prawidłowo. Nie ominęły mnie oczywiście mdłości i zmienne nastroje w pierwszym trymestrze. Najmilej wspominam pierwszą wizytę w gabinecie ginekologicznym – obraz USG 2-milimetrowego człowieczka z widocznymi skurczami serduszka. Miesiące 4. i 7. nie były dokuczliwe. Starałam się stosować właściwą dietę (ograniczyć spożycie cukru), dużo przebywać na świeżym powietrzu, a przede wszystkim zachować pogodny nastrój i harmonię, gdyż aspekt emocjonalny w okresie zbliżającego się porodu jest chyba najważniejszy.

Skąd decyzja o cesarskim cięciu?

Po tym, jak dziecko w końcu odwróciło się główką do wyjścia, jedynym przeciwwskazaniem do naturalnego porodu była moja krótkowzroczność (‑6,5 dioptrii). W celu podjęcia ostatecznej decyzji o sposobie rozwiązania ciąży zasięgnęłam opinii dwóch niezależnych okulistów. Pierwsze orzeczenie jednoznacznie wskazywało na konieczność cięcia cesarskiego. W drugim gabinecie po dokładnym zbadaniu dna oka stwierdzono, że przy prawidłowym przebiegu porodu w sposób naturalny nie ma zagrożenia dla wzroku. Świadoma niedobrych konsekwencji cesarskiego cięcia dla matki i dziecka, a równocześnie ryzyka pogorszenia wzroku, żyłam w ogromnej niepewności. Objawy porodu pojawiły się po zjedzeniu obfitej kolacji, w piątek ok. godz. 22.00, na 11 dni przed planowanym terminem. Początek był inny niż się spodziewaliśmy, zaczęły odchodzić wody płodowe bez pojawienia się skurczów macicy. Słabe skurcze pojawiły się dopiero w nocy, gdy byłam już w szpitalu. Na izbie przyjęć przekonano mnie jednak do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Lekarz stwierdził, że nikt nie jest w stanie zagwarantować wspomnianego w orzeczeniu prawidłowego przebiegu porodu. Wykonano cesarskie cięcie. Było bezbolesne, po kilku minutach pokazano mi na chwilę dziecko i oznajmiono, że uzyskało maksymalną liczbę punktów – 10. Po zakończeniu operacji pozwolono mi na 15 minut przyłożyć dziecko do piersi dla wyrobienia odruchu ssania. To była ostatnia przyjemna chwila, następne dni pobytu w szpitalu wiązały się z pasmem cierpień i niedogodności.

Samopoczucie po cięciu cesarskim

Przez całą pierwszą dobę przebywałam na oddziale pooperacyjnym, bez możliwości karmienia dziecka piersią. Po przewiezieniu na oddział noworodkowy przez dłuższy czas miałam kłopoty z poruszaniem się, schylaniem, podnoszeniem dziecka do karmienia. Kiedy po pierwszej dobie po porodzie porównywałam swój stan do stanu kobiety rodzącej naturalnie, odczuwałam olbrzymi dyskomfort psychiczny i poczucie niemocy. Byłam o włos od utraty naturalnego pokarmu. Okazało się, że dziecko ma trudności ze złapaniem sutka. Pomoc położnych, pomimo ciągłych próśb, była niewystarczająca i w zasadzie ograniczała się do kąpieli i dokarmiania dziecka z butelki. Przez pierwsze 10 dni pobytu w domu wymagałam stałej opieki męża. Pokarm naturalny zaspokajał ok. 10% zapotrzebowania maluszka. Nieustannie dręczyło mnie poczucie winy, że nie potrafię nakarmić własnego dziecka. I gdy wydawało się, że szansa na karmienie naturalne została zaprzepaszczona postanowiłam, pomimo fizycznego i psychicznego wyczerpania, za wszelką cenę się nie poddać. Za radą położnej środowiskowej zakupiłam dobrej jakości laktator i zaczęłam ściągać pokarm o regularnych porach (również w nocy), prowadząc przy tym notatki, co pozwoliło monitorować jego ilość. Karmienie odbywało się w sposób mieszany, jednak udział naturalnego pokarmu w diecie dziecka powoli, ale regularnie, wzrastał. W trzecim tygodniu życia ujawniła się, niestety, tzw. skaza białkowa (uczulenie na mleko krowie). Lekarz pediatra zalecił całkowite wyeliminowanie mleka krowiego z mojej diety  przejście na specjalne hypoalergiczne mleko w proszku (na receptę). Obecnie dziecko jest karmione w 100% naturalnie, lecz za pośrednictwem butelki, gdyż na nauczenie dziecka ssania bezpośrednio z piersi jest już za późno. Nadal obowiązuje mnie dyscyplina i punktualność w ściąganiu pokarmu, przestrzegam ścisłej diety, a mały przybiera szybko na wadze. Skutki cesarskiego cięcia są bardzo uciążliwe i bolesne. Pocieszającym jest fakt, że przy wsparciu bliskich można te skutki zminimalizować. Wymaga to jednak dużego wysiłku i poświęcenia.


Tekst pochodzi z książki dr Preeti Agrawal „Odkrywam macierzyństwo”